top of page
Szukaj

Czy będąc sam, jesteś niepełny?

  • Monika
  • 16 lip 2024
  • 3 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 1 paź 2024

Czy naprawdę ludzie stworzeni są po to, aby odnaleźć tę swoją "drugą połówkę"? Już samo to zdanie sugeruje, że "ja" to tylko 50%. Jestem połową, nie całością. Czy jeżeli to prawda, to jest to dobra wiadomość czy zła? Z jednej strony można powiedzieć, że dobra i przy każdym wyjściu do Biedry rozglądać się, czy może w alejce z jogurtami nie będzie stał ten jedyny, jak nie raz widziałyśmy w filmach romantycznych. Natomiast z drugiej strony, jeżeli przyjmiemy za pewnik, że ktoś gdzieś na nas czeka i zaczniemy zauważać po roku, dwóch, trzech i dziesięciu, że nikogo do tej pory nie spotkaliśmy to... przez ten cały czas mamy się czuć niepełni, wybrakowani?

Osobiście znam wiele par, które są naprawdę szczęśliwe. Da się zauważyć ten inny sposób wypowiedzi, gdy jedna osoba mówi o drugiej. Wyczuwa się wówczas tę specyficzną energię, błysk w oku i delikatny uśmiech. Słuchając takiej osoby, pojawiają się myśli "łał, a więc to naprawdę istnieje". I faktycznie opowiadając, to potwierdza, mówiąc, że istnieje między nimi uczucie niemal magiczne. Większość par natomiast (muszę to przyznać ze szczerym smutkiem) nie ma w sobie zachowanej tej iskry. W towarzystwie (szczególnie kogoś atrakcyjnego) albo nie wspominają o swoim partnerze wcale, albo po zapytaniu wymieniają wszystkie jego wady, mówiąc, że "to już dawno nie jest to", "ostatnio nie możemy dojść do porozumienia i w ogóle to się chyba rozstaniemy". Oczywiste jest, że mówią to tylko dlatego, żeby dać zielone światło potencjalnej partnerce/ partnerowi, bo przecież "nie zdradziłbym, gdybym był w naprawdę szczęśliwym związku", "Ja taki nie jestem." Natomiast tuż po tej imprezie, kiedy wrócą do domu, wpadną w ramiona swojej ukochanej/ ukochanego opowiadając, że na tej domówce to w sumie nudno było i nic się nie działo. Dlaczego tak postępujemy? Jest to zachowanie niczym szukanie partnera na zakładkę. "Z Kaśką mi nie wychodzi, a Marlena ma ładniejsze nogi, więc spróbuję z nią. Jak nie wyjdzie to trudno, przełknę jakoś te humorki Kaśki i kupię jej karnet na siłownie." I ja się teraz pytam: gdzie w tym wszystkim ta filmowa miłość, którą tak bardzo pożądamy? I Dlaczego Andrzej, skoro Kaśka mu tylko przeszkadza, się z nią po prostu nie rozstanie? Bo się boi.

A gdybyśmy przyjęli założenie, że Big Love Story jest możliwe, ale absolutnie nie jest koniecznie i można być tak samo szczęśliwym, dając sobie momenty uniesienia innymi sposobami? Pasją, przyjaciółmi, podróżami i przygodami? Co, jeżeli można sie poczuć w 100%, będąc samemu? Jak się trafi to super, ale jak nie? Dlaczego odbieramy sobie przyzwolenie na bycie w zupełności szczęsliwym, uzależniając to od kogoś innego?

Zobacz, jak miło byłoby wyjść do Biedronki w podartych dresach, nie szukając wnikliwych spojrzeń od każdego, potencjalnego, przyszłego męża. Jak fajnie by było kupić bilety na podróż, o której zawsze marzyłeś, nie czekając, aż pojawi się ktoś, kto z Tobą pojedzie. Jak super jest zobaczyć premierę w kinie i stwierdzić "kupuję!" lub zarezerwować stolik w nowo otwartej restauracji dla jednej osoby. Wybierając życie samemu na 100%, odmieniasz własne postrzeganie bycia singlem. Owszem możesz poznawać nowych ludzi i randkować, ale Twoje życie nie musi kręcić się wokół tego, jak w Seksie w Wielkim Mieście. Skupiając się głównie na tym, po pewnym czasie dochodzisz do wniosku, że "chyba nikogo sobie nigdy nie znajdziesz." Pojawia się uczucie rozczarowania i frustracji. Czy naprawdę tego chcesz? Może warto odwrócić trochę swój światopogląd i zamiast czekać na wzniosłe uczucia i atencję po prostu zacząć je dawać sobie samemu?

1 Comment

Rated 0 out of 5 stars.
No ratings yet

Add a rating
Guest
Oct 20, 2024
Rated 5 out of 5 stars.

Tylko dlaczego tak ciężko jest przekonać siebie? 😔

Like
bottom of page